Euphoria jest grą legendą, powiedziałabym nawet, że to już klasyczek gatunków body horroru i torture porn. To tytuł, który bardzo polaryzuje społeczność fanów visual novel – są osoby, które wychwalają tę powieść pod niebiosa, spuszczając się nad wielką głębią przekazu, inni apelują, by trzymać się od tej novelki jak najdalej, niektórzy natomiast uznają ją po prostu za dzieło do szpiku kości nudne.
Moja opinia także będzie czysto subiektywna, przefiltrowana przez osobiste gusta i doświadczenia, prywatnie jednak daleko mi do skrajności w tej kwestii, bo Euphoria jest tytułem specyficznym. Zachęcam więc do zapoznania się z tematem na chłodno, moimi oczami.
Lista triggerów w tym przypadku wydaje mi się lekturą obowiązkową – dzisiaj będzie poważnie. Wpis, ze względu na poruszaną tematykę, jest przeznaczony dla pełnoletnich czytelników.
Podstawowe informacje
- Deweloper: Clock Up
- Data premiery: 21.11.2015 (Świat)
- Dramat | Eroge | Torture porn | 18+
- Cena: $44.95$ (podczas pisania recenzji)
- Wersja językowa: angielska (napisy), japońska (dźwięk)
- Dystrybutor: MangaGamer
- Platforma: Windows
Trigger Warning
Oh boy, nawet nie wiem od czego zacząć…
Seks | Gore ❘ Gwałt ❘ Przemoc psychiczna i fizyczna ❘ Porwanie ❘ Zabójstwa ❘ Tortury (w przeróżnej formie – od smagania pejczem, przez elektrowstrząsy po wyrywanie zębów bez znieczulenia) ❘ Koprofagia (właściwie nie tylko ona – zobaczycie tutaj wszystkie wydzieliny ludzkiego ciała w erotycznym kontekście, z rzygami i krwią menstruacyjną włącznie) ❘ Mind Break (również ten wywołany narkotykami) ❘ Okultyzm ❘ Poniżanie ❘ Uprzedmiatawianie
Cała ta gra jest tak właściwie jednym wielkim triggerem.
Skala ostrości: 🌶🌶🌶🌶🌶 (5/5)
Skala brutalności: 🗡🗡🗡🗡🗡(5/5)
Słowem wstępu
W nomenklaturze internetowej do oznaczenia wrażliwego contentu używa się sformułowania NSFW (not safe for work) – są to treści 18+, których lepiej nie oglądać, gdy ktoś niepożądany może nam zerknąć przez ramię na ekran komputera czy smartphona.
W przypadku Euphorii określenie NSFW to jednak za mało i pokusiłabym się o użycie innego terminu, mianowicie NSFL (not safe for life) – tak też będę tagować na tym blogu recenzje tytułów na tyle hardcorowych, że ciężko je nazwać zwykłym body horrorem lub erotyką. W przypadku bardzo wrażliwych jednostek mogą w istocie wywołać trwałe rany na psychice.
Wydaje mi się, że bardzo trudno interesować się tematem visual novel i uniknąć przy tym wzmianki o Euphorii – recepcja i sława tego tytułu pozwalają mi stwierdzić, że to gra, która dołożyła swoją cegiełkę do gatunku jako takiego i musimy mieć to z tyłu głowy, myśląc, grając i czytając cokolwiek o tym tytule. To właśnie sława Euphorii była jednym z czynników, który sprowokował mnie do zajęcia się tematem. Uznałam, że należy odrzeć tę grę z wszelakich mitów i wydać wyważoną opinię.
Kluczem do zrozumienia novelki od Clock Up jest odpowiedzenie sobie na zasadnicze pytanie: Do jakiego typu odbiorcy Euphoria jest tak właściwie kierowana? Zostawię Was z tym pytaniem, wnioski na sam koniec wyciągniecie sobie sami.
W Euphorię grałam łącznie ponad rok. Takie tempo wyniknęło z dwóch powodów: 1. W przypadku tej gry organizowałam tak zwane Euforyczne Streamy i ograłam ją w ten sposób na 100% razem z wąskim gronem przyjaciół. 2. Po każdym skończonym roucie musiałam sobie zrobić paromiesięczną przerwę.
Wnioski wyciągnięte z tego przeżycia są więc nietypowe, troszkę inne niż zazwyczaj. Po pierwsze: nie należą tylko do mnie, ale są wynikiem wymiany opinii na bieżąco z innymi ludźmi. Po drugie: przerwy pozwalały mi ochłonąć i przemyśleć to, co właśnie ujrzały moje biedne oczy (na szczęście obyło się bez wybielacza). Dzięki temu nabrałam dystansu, więc moje twarde opinie nie wynikają z chwilowego oburzenia i obrzydzenia.
Przy tym tytule warto chyba też zaznaczyć, że jestem człowiekiem dość wrażliwym na graficzną krzywdę, absolutnie nie wpisuję się w typ sadystki. Bardzo lubię wątki BDSM i kobiecej dominacji, ale dla mnie są podniecające tylko wtedy, gdy obydwie strony, zarówno ta uległa, jak i ta dominująca, czerpią z tego przyjemność.
Dlaczego więc grasz w erotyczne body horrory? – być może ktoś zapyta. Ano właśnie dlatego, że gry w typie Euphorii wzbudzają we mnie lęk, podnoszą treść żołądka do góry, a ja bardzo lubię trwać w kontrolowanym strachu i poczuciu obrzydzenia. A umówmy się, dla kobiety wizja brutalnego gwałtu jest paraliżująco przerażająca. Nie patrzę więc na Euphorię jak na pornola, do którego można sobie niezobowiązująco zwalić konia przed snem, tylko jak na horror i w takich ramach gatunkowych będziemy to dzieło rozpatrywać.
Euforyczna Fabuła
Fabuła Euphorii na pierwszy rzut oka jest banalnie prosta, a jej punktem wyjścia jest to głupie i krzywdzące powiedzenie o kluczyku i kłódce w sposób bardzo dosłowny. Główny bohater – Keisuke, jego koleżanki ze szkoły i nauczycielka języka angielskiego zostają porwani do klaustrofobicznego, białego ośrodka, a na ich szyi zostają zapięte dziwne obroże. By się wydostać, muszą przejść przez kilka par drzwi. Każde wrota są jednak zamknięte, a żeby je otworzyć, należy użyć odpowiedniego klucza i zamka. Kluczem jest w tym przypadku główny bohater, a zamkiem współuprowadzone kobiety. W każdym pomieszczeniu czeka na naszych bohaterów specyficzne zadanie do wykonania, najczęściej o erotycznej i brutalnej naturze. Jeśli wyzwanie nie zostanie wykonane prawidłowo – wszyscy zostaną poddani egzekucji.
Gra bardzo dosadnie pokazuje te konsekwencje, mordując jedną z bohaterek już na samym początku rozgrywki. Otwierająca scena eksterminacji w Euphorii jest kluczowa, zobaczycie w niej krew, ślinę, siki, kupę, usłyszycie przeraźliwe krzyki – to nie będzie tylko pierwszy inaugurujący szok, taki klimat będzie Wam w tej grze towarzyszył do końca. Mogę wręcz powiedzieć, że dalej w moim odczuciu będzie tylko gorzej. Twórcy chcieli pokazać jasno już na samym początku, że to nie będzie miła przeprawa.
Jeśli więc zdecydujesz się ograć ten tytuł i początkowa sekwencja to będzie dla ciebie za dużo, to może lepiej sobie odpuść dalszą rozgrywkę. Ten fragment ma odsiać tych, którzy w ten klimat się nie wpasują, dla których to będzie za wiele – zupełnie jak na pierwszym roku studiów.
I to w sumie tyle w kwestii samej historii. Cała „zabawa” opiera się na tym bardzo prostym motywie, który jednak generuje pewne pytania. Co to za miejsce? Dlaczego właśnie oni? Kto za tym wszystkim stoi? Osobiście lubię tę literacką tropę właśnie przez pytania, które nasuwa, oraz przenikliwą atmosferę lęku, niedopowiedzeń i zaszczucia.
Gra zaczyna się od razu z buta w białym pokoju tortur, nie znamy więc głównego bohatera oraz kobiet, które go otaczają. Nie wiemy, co ich motywuje, jak zachowują się na co dzień, jakie są ich marzenia i lęki. Takie ustawienie fabularne ma swoje wady i zalety. Z jednej strony preferuję sielskie prologi do horrorów, lubię poznać bohaterów, zanim będę świadkiem ich krzywdy, ładunek emocjonalny jest wtedy moim zdaniem dużo większy i wywołuje bardziej skrajne emocje. Z drugiej natomiast taki zabieg fabularny świetnie buduje atmosferę dezorientacji, podobną przecież do tej, której doświadczają bohaterowie, więc pozwala to czytelnikowi na lepsze wczucie się w sytuację protagonistów. Co prawda będziemy poznawać ich już w trakcie trwającego horroru, ale to ekstremalne środowisko na samym starcie odziera ich z prawdziwego charakteru, bo nikt mi nie wmówi, że w tak skrajnej sytuacji zagrożenia ludzie dalej pozostają sobą. Nasz wgląd w uczestników tego eksperymentu od samego początku jest więc mocno zaburzony – i ta kwestia jest dosyć istotna w przypadku prawie wszystkich ścieżek fabularnych, bo zaistniałe środowisko na różne sposoby odziera te postacie z wszelakiej przyzwoitości na różne sposoby. Więc czy jakiekolwiek ocenianie zachowań tych postaci jest do końca fair?
Instalując Euphorię na swoim komputerze, należy pamiętać, że cała oś fabularna opiera się właśnie na wykonywanych zadaniach. Sceny erotyczne pojawiają się więc w niej prędko – nie są gratyfikacją w postaci zwieńczenia danego wątku. Bardzo szybko eskalujące w brutalność seksualne doświadczenie jest elementem praktycznie nierozerwalnym, nie ma w tej grze możliwości cenzury, bo straciłaby z 80% całej zawartości. Całkiem długich scen porno jest w niej bardzo dużo i będziemy ich doświadczać praktycznie przez cały czas. Dla niektórych może być to doświadczenie niesmaczne i bardzo nużące, więc warto to zaznaczyć. Czy ja się nudziłam? Nie nazwałabym tak tego uczucia…
Główny bohater w euforycznym szale
Nieironicznie postać protagonisty wydała mi się z początku najciekawsza. Keisuke jest nieodłącznym elementem tego dramatu; osobą, która przez zaistniałą sytuację została zmuszona do brutalnych gwałtów na swoich koleżankach. Na pierwszy rzut oka ta sytuacja jest do szpiku kości zatrważająca, jednak jest w niej mały haczyk. Keisuke w rzeczywistości jest sadystą, a postawienie go w roli dominatora jest spełnieniem jego najśmielszych marzeń, które teraz może spełniać pod pretekstem ratowania życia innych.
Jest więc postacią bardzo nieoczywistą i na pierwszy rzut oka ciekawą. Keisuke musi grać tego zmartwionego i również upodlonego, by ukryć swój sekret, a w głębi serca wykonywanie przedstawionych zadań sprawia mu niemałą frajdę i praktycznie wszystkie wpisują się w jego osobiste fetysze, zupełnie jakby cała ta gra była pisana pod niego.
Po głębszym zapoznaniu, Keisuke staje się wielowymiarowy, miota się w sobie i żałuje swoich czynów, boi się własnych pragnień, a także głęboko się ich wstydzi.
Keisuke ma bipolara
I choć z początku jest to kreacja ciekawa, z czasem ten dualizm zaczął mnie bardzo nużyć i irytować. Zachowanie tego bohatera sprawia, że ciężko mu współczuć i wszystkie sceny, w których ten zdegenerowany gość użala się nad sobą i mroczną naturą swoich pragnień nie wzbudzały we mnie żalu, a irytację. Keisuke jest również protagonistą, który w większości ścieżek nie przechodzi żadnej znaczącej charakterologicznej przemiany, nie wyciąga żadnych wniosków z trwającego horroru. A jeśli już takowa transformacja ma miejsce, to dzieje się nagle, są niewiarygodnie i nie poprzedzają jej żadne szczere przemyślenia.
Jest jedno zakończenie, w którym ta zmiana się dokonuje w sposób bardziej wiarygodny i ciekawy, jednak nie bez powodu to konkretne zwieńczenie fabularne nazywane jest „Brutal Endingiem”.
Wątki postaci
Euphoria udostępnia pięć ścieżek postaci, w tym jedną bonusową, która odblokowuje się dopiero po skończeniu wątku Nemu. Routy wybiera się za pośrednictwem dosyć istotnej decyzji: Keisuke musi wybrać przed rozpoczęciem każdego zadania, z którą dziewczyną będzie je wykonywał. Wrzucenie gracza na daną ścieżkę odbywa się właśnie za pośrednictwem tego wyboru – kobieta, z którą uczestniczymy w tym piekle najczęściej, staje się trzonem naszych następnych fabularnych posunięć. Ta trudna decyzja, którą dziewczynę będziemy torturować teraz, zostaje bezwzględnie oddana w ręce gracza i nie powiem, to dobry zabieg, wzbudza poczucie winy jak cholera, wywołuje nieprzyjemne uczucie na żołądku. Problem jednak jest taki, że gra wymusza na graczu wybieranie tej samej partnerki w kółko, bo tylko w taki sposób odblokowuje się dalszą część wątku. Ostatecznie ten wybór staje się bardzo iluzoryczny i sprowadza się tylko do tego, w jakiej kolejności będą czytane wszystkie historie.
Disclaimer: Wątek Kanae na samym początku jest niemożliwy do wybrania – to właśnie ta ścieżka ukryta. Trzeba troszkę poczekać na jej odblokowanie. Jeśli Euforyczne doświadczenie wyda Ci się w jakikolwiek sposób ciekawe, to powiem tylko, że warto uzbroić się w tę cierpliwość.
Każdy wątek jest nieco inny, bo każda z tych kobiet jest inna. Podczas rozgrywki czuć jednak zupełnie inną wagę tych przedsięwzięć. Wątki koleżanki Riki i nauczycielki Aoi można śmiało nazwać zapychaczami. Są całkiem niezłe na sam początek, bo nie są tak hardcorowe jak reszta (choć Rika jest wątkiem dla mnie najbardziej problematycznym, ale o tym innym razem). Moim skromnym zdaniem nie wprowadzają wiele do historii i samej fabuły. Jeśli nie masz ambicji kończenia Euphorii na 100%, to możesz z czystym sumieniem je pominąć (zwłaszcza ścieżkę Riki).
Wątki Byakui, Nemu i Kanae to zupełnie inne historie, w których Euphoria szczerzy kły i pokazuje ostre pazury – wprowadzają do fabuły najwięcej „mięsa” i plottwistów. Jeśli rozważasz zagranie w Euphorię, to osobiście polecam następującą kolejność czytania: Rika/Aoi (opcjonalne) – Byakuya – Nemu – Kanae. Ten ciąg namaluje Ci się najspójniejszy obraz tej popieprzonej historii.
Jeśli poza erotyką interesują Was odpowiedzi na pytania, które przez cały czas ta gra nasuwa, to w nich je otrzymacie. To również fabuły, w których Euphoria stara się być czymś więcej, niż tylko obrazoburczym pornolem – zostały napisane zupełnie inaczej, mam wrażenie, że z większym artystycznym polotem i pomysłem na to wszystko.
To nie oznacza, że zawierają mniej bólu, obrzydliwości i gorszących scen. Wręcz przeciwnie: wszystkie najbardziej odjechane pomysły zostały upchnięte właśnie w te ścieżki. Natomiast wątek Nemu to totalna jazda bez trzymanki. Dlatego uczulam, może lepiej zacząć sobie powolutku, od wątku Aoi, a dopiero później pchać się na głęboką wodę przemocy?
Zmarnowany potencjał
Czy ta głębia przekazu i odpowiedzi na pytania są satysfakcjonujące? Na pewno da się je ciekawie zinterpretować i znacznie poszerzają pole jakichkolwiek rozważań o tej grze, bo zgodzę się z tym stwierdzeniem, że w nich ukrywa się coś więcej, coś ciekawszego i bardziej szalonego.
Tutaj może warto wspomnieć o atmosferze na Euforycznych Streamach: przeważnie towarzyszył nam luźny klimat większych i mniejszych żartów. W wątku Kanae jednak zrobiło się cicho, a na usta sunęło nam się tylko „O, to ciekawe”. Jest zupełnie inną historią, o wiele ciekawszą, potrafiącą zaangażować nawet bagatelizującą publikę.
Jeśli jednak zapytacie mnie, czy te wątki wywołały we mnie odczucie, że obcuję z genialnym dziełem, to odpowiem, że nie. Ambicje jak najbardziej były, niektórym to może wystarczać, dla mnie czegoś w tym brakowało – czegoś bardzo konkretnego. Ostateczny finał sprawia bowiem wrażenie doklejonego trochę na ślinę, może gdyby bardziej go rozciągnąć, rozwinąć i pogłębić, to wywołałby we mnie pozytywniejsze odczucia odnośnie jakości tej historii.
Sumarycznie fabuła Euphorii jawi się jako bardzo brutalny rollercoaster, ale oferuje jedynie sporadyczne ziarenka ciekawej symboliki i nieoczywiste zawiązania akcji – dla mnie to stanowczo za mało.
Erotyczny brutalizm
Fundamenty Euphorii opierają się na brutalnej erotyce, można śmiało powiedzieć, że pornograficzne scenki są tutaj trzonem całej opowieści, więc trzeba o nich porozmawiać.
Czy większość tych scen to ból, degeneracja i upokorzenie? Tak. Znaczący procent z nich to też jawny gwałt. Tutaj nie ma miejsca na delikatne sugestie, wszystko jest podane wprost i nawet sam główny bohater tak te akcje określa.
W moim odczuciu Euphoria zawiera mnóstwo obrazów, które są nieprzyjemne w odbiorze. Znajdziecie w niej praktycznie wszystkie możliwe sposoby na skrzywdzenie i upokorzenie żeńskich bohaterek. Niektóre z tych aktów bywają także niemałym zaskoczeniem, bo Clock Up to bardzo pomysłowe studio, jeśli chodzi o brutalną aranżację. Tortury nie są tutaj tylko jedynie aktem dewastowania ciała, (choć to też często się zdarza) ale przede wszystkim są akcjami psychicznego upodlenia protagonistek.
Sceny erotyczne są więc bardzo zróżnicowane, właściwie nie zobaczycie tutaj dwóch takich samych sytuacji, wszystko jest inne, włącznie z typem wykonywanego zadania oraz pozycjami seksualnymi. I zapewniam, znajdują się tutaj rzeczy, o których ciężko myśleć w seksualnym kontekście, a jednak – da się. Epatowanie przemocą to nie moja rzecz, ale żeby zobrazować skalę tego zdegenerowania, to nadmienię, że w tej grze można przeczytać scenę, w której dwie bohaterki są połączone ze sobą rurkami, (dokładnie odbytem i gardłem) a ich płyny ustrojowe przemieszczają się między nimi w jedną i w drugą stronę. Tak, te kobiety najpierw konsumują swój kał, a potem własne rzygi, ku seksualnej uciesze głównego bohatera.
I to nie jest ta scena, na której sama miałam odruchy wymiotne. To nie ta scena, przez którą mój przyjaciel zniknął na dłuższą chwilę w toalecie – bo tak, takie sytuacje również miały miejsce podczas naszego „wesołego” doświadczenia.
Odarcie z mitu
Euphoria stoi na parafiliach i fetyszach, więc znajdziecie tutaj chyba wszystko – stópki, koprofagia, ekshibicjonizm, sadyzm, narkotyki; do wyboru i zdegenerowanego koloru. Sceny seksualnych nadużyć wpadają często wręcz w groteskę, więc czasem aż sami nie wiedzieliśmy, czy mamy się porzygać czy po prostu śmiać. (Tak pluszowa świnko, mówię o tobie). Długość scen pornograficznych także robi wrażenie – są rozpisane szczegółowo, a bohater dochodzi w nich najczęściej więcej niż raz. Są bardzo, bardzo długie, momentami aż nużące. Pojawia się też tutaj ciekawy dodatek od twórców, bo gdy Keisuke jest blisko szczytu, to z boku interfejsu pojawia się odliczanie, jakby ktoś chciał skończyć razem z nim.
Euphoria jest grą jednak w całej okazałości obrośniętą w mity, które należy zdementować. – Przede wszystkim nie jest produkcją do szpiku kości gore. Oczywiście zdarzają się w niej morderstwa i nieco bardziej krwawe zadnia, jednak nie ma ich dużo, są bardzo sporadyczne. W pewnym momencie gra skręca w swoje bardziej drastyczne zakończenie, jednak można w nim odnieść wrażenie cenzury… I to nie jest jedynie domysł, a fakt. Clock Up został w przypadku tego dzieła mocno ocenzurowany przez japońskie organy wydawnicze i twórcy musieli zrezygnować z wielu bardziej drastycznych pomysłów. Wbrew pozorom znajdziecie tutaj także sceny waniliowego seksu, a jakże. Ale czy kogoś to obchodzi? Są bardzo zwyczajne, brak im sporej dozy czułości, by zrobiły na mnie wrażenie i wywołały motylki w brzuchu.
Każdy z nas ma inną wrażliwość na krzywdę, a Euphoria niestety nie spełnia podstawowego wymogu, by wszyscy traktowali brutalniejsze sceny śmiertelnie poważnie – brak jej porządnego psychicznego rozwinięcia bohaterów. W dodatku przecież każdy z czasem się uodparnia na podobne obrazy. Twórcy Euphorii doskonale zdawali sobie z tego sprawę, więc w każdym wątku sceny dążą tylko do brutalnej eskalacji, by podtrzymać uczucie szoku. I prawdopodobnie z tego powodu wynika niesamowita groteskowość niektórych aktów.
Ostatecznie nie da się traktować wszystkich scen horroru na poważnie.
Psychika bohaterek
Moje największe rozczarowanie z ogrywania tego tytułu jest związane między innymi z psychologicznym przedstawieniem protagonistów, zwłaszcza bohaterek, które tego piekła doświadczają. Euphoria jest grą o zniewoleniu, nie tylko tym fizycznym, ale przede wszystkim mentalnym. Przedstawione kobiety doświadczają więc klasycznego syndromu sztokholmskiego i szeroko rozumianego mind breaku. I nie powiem, że taki motyw mi się nie podoba, bo musiałabym wtedy skłamać. Motywy łamania umysłu są dla mnie w pewien sposób ciekawe, jeśli przedstawione są szczegółowo i rzetelnie, trakcie odbywającego się długotrwałego procesu. W Euphorii jednak bohaterki szybko przechodzą do porządku dziennego z tym, co właściwie jest z nimi tutaj robione. Pod tym względem to strasznie obrzydliwa gra, bo nawet się nie stara w jakikolwiek wiarygodny sposób przedstawić tych kobiet jako ludzi z krwi i kości. Tutaj są sprowadzone do obiektu, narzędzia, które pośredniczy w drodze do celu – nie tylko w świecie przedstawionym samej gry, ale również dla czytelników. Momentami odnosiłam wrażenie, że główny bohater przeżywał te sytuacje bardziej niż krzywdzone protagonistki. A nie tak moim zdaniem powinna rozkładać się ta proporcja.
Pod tym względem Euphoria nie może zostać nazwana psychologicznym horrorem, bo portretowane bohaterki nie odnoszą się do przedstawianych sytuacji w sposób wiarygodny i bardzo szybko zaczyna podobać im się gwałt. Są więc obiektem do spełniania mrocznych fantazji, nie tylko głównego bohatera, ale również wąskiego, zdegenerowanego grona graczy, którzy takich uciech będą tutaj szukać.
Audiowizualia
Clock Up zawsze dowozi, z technicznego punktu widzenia gra jest wykonana znakomicie. W kwestii grafiki – arty są czyściutkie, wykonane ze sporą dokładnością i dbałością o detale. Minimalistyczny interfejs nie przeszkadza i pozwala na lepsze wczucie się w historię, a jego surowość pasuje do omawianej fabuły. Ścieżka dźwiękowa znakomicie buduje uczucia gracza, wzbudza lęk i zwraca się na nią uwagę – nie jest zapychaczem, który plumka sobie w tle, by jedynie wypełnić przestrzeń. Tutaj muzyka jest integralnym elementem całości i pierwszorzędnie podbija emocje.
Aktorstwo głosowe to jednak inny wymiar. Aktorki odgrywające główne role wydają z siebie tak niesamowite dźwięki, że często aż bawią. I to nie jest tylko sprawa jednostkowa – czuć, że taka była wizja reżysera, bo wszystkie jak jeden mąż krzyczą przeraźliwie i brzmią momentami jak zarzynane świnie. Znacząco podbijają tym wrażenie groteskowości, o którym pisałam wcześniej. Mój szacunek do umiejętności tych kobiet jest jednak ogromny, ponieważ czuć, że włożyły mnóstwo pracy i zaangażowania w ten projekt. Jest w tej grze scena, w której jedna z bohaterek jest podtapiana i podduszana w trakcie seksu. Aktorka głosowa wyznała w swojej notce, że nie był to efekt dźwiękowy, a na nagraniach faktycznie miała usta pełne wody, by scena brzmiała jak najbardziej realistycznie. I to słychać – serdeczny ukłon w stronę profesjonalizmu tych panien.
Mam jednak jeden zarzut w stronę pisarstwa. W Euphorii bardzo często w ramach przerywników pole tekstowe wypełniane jest trzema kropkami. Powtarza się to w scenariuszu nagminnie i szczerze mówiąc pod koniec przeklikiwanie tych parszywych wielokropków doprowadzało mnie do białego szału i zaburzało imersję.
Kapituła miśków kolorowych
Tak jak wspomniałam – Euphoria została ograna razem z moimi przyjaciółmi. Zapraszam więc do zapoznania się z ich opinią. Są to mężczyźni, każdy w innym wieku i odmienną wrażliwością, więc nasze spojrzenie znacząco różni się od siebie.
Misiek1:
Szalona Nemu była moją faworytką do momentu odkrycia zawiłej prawdy. Depresja i rozczarowanie.
Misiek2:
No, jest to gra.
…
… …
… … …
… … … …
Nie powiedziałbym, że czułem tytułową euforię, ale było to zdecydowanie jakieś doświadczenie.
Misiek3:
Najbardziej szkoda mi tej pluszowej świnki.
Misiek4:
Ludzie to tak nahypowali, jakie to nie obrzydliwe, straszne i brutalne, że aż żadna scena nie zrobiła na mnie większego wrażenia.
Misiek5:
Jest tak dziwne i obrzydliwe, i pod względem pisania złe, że to aż fascynujące. Cokolwiek się nie zdarzy, moi znajomi zawsze już mogą mi wypominać, jak nagle uciekłem ze streama, bo gwałtownie naszło mnie na wymioty. To był mój ostatni stream.
Podsumowanie
Sumienie nie pozwala mi tej gry ocenić w standardowej skali – ten twór jest poza nią.
Nade wszystko chcę jednak nadmienić, że było to swego rodzaju doświadczenie. Właściwie dostałam tutaj wszystko, czego oczekiwałam – obrzydzenie, strach, niedowierzanie, ale też niekontrolowane salwy śmiechu z niektórych groteskowych scen (tutaj podziękowanie dla moich Miśków Kolorowych ze streama – bez Was bym tego nie skończyła). Po tym wszystkim, co tutaj napisałam, ciężko objąć Euphorię w ramach zwykłej gry. To był obrzydliwy, mroczny performance, który dostarczył mi całą masę skrajnych emocji.
I to już zależy od ciebie, drogi czytelniku kącika, co z tą wiedzą uczynisz.
Tutaj możesz przeczytać felieton o tej kwestii Euphorii, która mnie najbardziej zniesmaczyła.
Na koniec ogłoszenie: Razem z Kapitułą Miśków Kolorowych ogrywamy aktualnie School Days HQ – recenzja tego tytułu będzie więc utrzymana w bardzo podobnym klimacie.