Porcelanowy książę jest powieścią wyjątkową. Na tyle niesamowitą, że zmusiła mnie do chwilowego zawieszenia pisania o visual novelach, bo mam wrażenie, że żyję w jakimś matrixie. To się nie dzieje, to tylko straszny sen — powtarzałam sobie nieustannie podczas czytania tego dzieła, w nadziei, że zaraz się obudzę. Niepotrzebnie, bo to nie jest żaden sen, tylko koszmar na jawie.
To się wydarzyło, ta książka została wydana. I to nie w self-pubie, nie przez jakieś niszowe wydawnictwo. Porcelanowego księcia postanowił wydać topowy polski dom wydawniczy i do teraz się zastanawiam, jak do tego doszło.
Musimy przyjąć na klatę to brzemię rzeczywistości i o tym grafomaństwie porozmawiać. Weźcie sobie ciepłą herbatkę i popcorn, bo dzisiaj nie o grze, tylko o czymś, co próbuje być powieścią.
Porcelanowy książę — podstawowe informacje
- Autor: Nika Hoffmann
- Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
- Data premiery: 10.10.2023
- Dramat | „Fantasy” | Historyczne | „Boys love” |
Disclaimer
Ten wpis może być uznany za kąśliwy. Pojawiają się w nim minispoilery.
Zarys fabuły od wydawcy
Być marionetką czy pociągać za sznurki?
Władza w Marakidzie to przedmiot gry. Zwycięża ten, kto potrafi zręcznie snuć intrygi, zachwycać na salonach, zdobywać sojuszników, bezlitośnie niszczyć wrogów… i utrzymać się przy życiu.
Lucarno la Castellano nie zależy na dzieleniu i rządzeniu — w tym specjalizują się jego ambitni krewni. Poturbowany po ekscesach z młodości i sercowym rozczarowaniu, młody arystokrata chce żyć spokojnie, poświęcając się studiom nad potęgą swoich przodków, starożytnych Dorów. Jednakże przeszłość nie daje mu o sobie zapomnieć i powraca w osobie Cesara di Costanziego, dawnego kochanka, który po przewrocie wojskowym zyskał tytuł imperatora. Mężczyzna oznajmia mu, że postanowił uczynić go częścią swoich politycznych planów. Lucarno zostaje zmuszony do wzięcia udziału w iluzorycznej walce o władzę, by spełnić oczekiwania nowego protektora i własnej rodziny.
Tylko że ani di Costanzi, ani ród la Castellano nie zdają sobie sprawy, że Lucarno nie zamierza słuchać niczyich rozkazów…
Chybiony marketing
Porcelanowy książę został wypromowany w mediach społecznościowych Prószyńskiego następującymi hasłami: men love men, spiski i intrygi, polityczne fantasy i klimat Wenecji. Teraz wiem, że te hasełka możemy sobie wsadzić jedynie między bajki i pięknie wymalować je na zgrabnym instagramowym kafelku, bo z rzeczywistością nie mają nic wspólnego.
Gdy ta powieść przyszła do mnie w październiku, byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Staram się zawsze nie czytać wiele o powieści i autorze, zwłaszcza debiutującym, tylko przyjąć literaturę taką, jaką ona jest, dać się zaskoczyć. Dopiero teraz, gdy ta abominacja wylana na papierze dumnie zwana książką już na szczęście za mną, to dowiedziałam się, że mamy do czynienia z autorką wattpadową. Czuję się trochę oszukana, bo wydawnictwo w przypadku innych powieści nie boi określać się je hitami z wattpada. W przypadku Księcia ta informacja została przez wydawnictwo przemilczana.
Nie chcę być boomerem i malkontentem, ale doświadczenie czytelnicze nauczyło mnie, że dobre książki wyciągnięte z wattpada są prędzej cudownym wyjątkiem, niż regułą. I w tym przypadku również złudzenia są zbędne: nie otrzymaliśmy cudu w postaci dobrej historii zaczerpniętej z tej platformy.
(nie)Literackość Porcelanowego księcia
Zacznijmy od podstaw, od istoty literatury — od języka. W przypadku Porcelanowego księcia nie da się rozmawiać o aspektach literackości tej powieści. Ten tekst nie przypomina gotowej, dopieszczonej książki, a bardziej plan historii, schematy rozdziałów czekające na swoje rozwinięcie. Opisy i sposób pisania Pani Hoffman są tak biedne, tak pozbawione jakiegokolwiek klimatu i chociaż szczątkowego opisu scenografii fabularnej sceny, że to aż przykre.
Ciężko mi cokolwiek powiedzieć o klimacie świata przedstawionego, ponieważ autorka praktycznie w ogóle go nie opisuje i jakkolwiek ciekawie nie rozwija. Znajdują się tutaj jakieś zalążki pomysłów, nazwy własne, nawet dźwięcznie brzmiące, ten świat mógłby być piękny i ciekawy, jednakże Hoffman nie potrafi poprawnie tych koncepcji rozwinąć i namalować spójnego obrazu przed czytelnikiem. Jeszcze na początku fabuły klimat i świat próbują się jakoś zbudować, co prawda to konstrukcja złożona z flips chrupków, ale ważne, że próbują. Autorka po wstępnej ekspresowej ekspozycji szybko z tego zabiegu rezygnuje i styl prowadzenia fabuły przez większość tekstu Porcelanowego przypomina bardziej streszczenie innej książki, bo napotkać tam można jedynie suche opisy kolejnych czynności bohaterów, pustych dialogów i mdłych wydarzeń, natomiast brak im urozmaicenia w postaci literackiej scenografii. Czułam się tak, jakby ktoś mi tę fabułę próbował nieudolnie opowiedzieć w głosówkach na whatsappie, niż jakbym faktycznie czytała powieść z krwi i kości. Warto też zwrócić uwagę, że język powieści skonstruowany jest bardzo schematycznie. Autorka wybrała sobie parę zwrotów, które mają brzmieć elegancko i mądrze, np. konstrukcje zdań z „bynajmniej”, „w istocie”, „tylko i wyłącznie”, po czym używa ich nagminnie. W efekcie językowo jest tutaj bardzo nudno.
Dialogi w Porcelanowym księciu, to osobna historia, bo tak nieautentycznych wypowiedzi bohaterów nie czytałam już dawno. Przy tych kwestiach, to Dariusz z paradokumentów wydaje się tak naturalny, że aż mogłabym się z nim umówić na szampana w jacuzzi. Dialogi w tej powieści nie spełniają żadnego celu, prócz ciągnięcia kulawej ekspozycji. Rozwijanie relacji bohaterów? Rozbawienie czytelnika? Ścieranie się poglądów i opinii postaci? Konstruowanie klimatu świata? Możecie o tym zapomnieć, sięgając po tę powieść. Tutaj bohaterom wkładane są w usta kwestie-wytrychy niczym NPCtom z gry wideo. Mają popchać wątek do przodu lub młotkiem wbić nam do głowy jakąś niesubtelną ekspozycję, ale nic poza tym. Już pomijam fakt, że autorka próbuje mi wmówić, że mam tutaj do czynienia z inteligentną szlachtą, a panowie na salonach co chwilę używają przetartych zwrotów pokroju: „tylko i wyłącznie” i ogólnie mają podejście do świata na poziomie podstawówki. Usiłowano mi tutaj zbudować poważną scenę miłosną, w której bohater wyrywa drugiego typa na tekst „masz ciało jak posąg”. Starano się zbudować postać poważnej, szanowanej polityczki, która w oficjalnych sytuacjach zwraca się do swojego władcy per „laleczko”. Nie da się wierzyć tym postaciom i nie da się nie skrindżować przy tych dialogach.
Porcelanowy książę przypomina teatr wkurzających pacynek, odgrywany kreskówkowo z dziwną modulacją głosu na tle pustej sceny i białej plandeki.
wORLDBUILDING I SYSTEM MAGICZNY TO JEDNO WIELKIE xD
Problem kreacji świata i systemu magicznego w tej książce wynika jednoznacznienie z niedociągnięć warsztatowych autorki. Odnoszę wrażenie, że to nie tylko brak pomysłów stanowi tutaj problem, a nieudolność w ich przedstawieniu. Gdy już jakieś koncepty się pojawiają, to wprowadzane są w treść tak pokracznie, że aż zgrzytałam zębami w trakcie czytania.
Pozwolę sobie na posłużenie się przykładem: na początku powieści narracyjnie nie pojawiają się żadne sygnały świadczące o cudowności tego świata. Prócz jednej wzmianki o kurtce ze skóry smoka, powieść buduje bardziej atmosferę książki historycznej, niż fabuły fantasy. Z takim stanem magii na płaszczyźnie świata, nagle zostaje wprowadzony na literacką scenę artefakt, dający protagoniście możliwość teleportacji na dość dużą odległość. Z punktu magii na poziomie zero, przeskakujemy nagle na poziom tysiąc i nie ma nic pomiędzy.
Jak ten artefakt działa? Jakie ma ograniczenia? W jaki sposób tworzy się w tym świecie takie rzeczy? Jakie są konsekwencje jego użycia? — zapyta ogarnięty czytelnik, który lubi wątki magiczne. Autorka odpowie mu na to: nie interesuj się tak, bo znikniesz. I pyk, temat magicznego pierścionka do teleportacji nigdy nie wraca i nie zostaje rozwinięty. Narracja bredzi coś o magii starożytnego ludu Dorów, ale nie wspomina w ogóle, na jakich zasadach ta starożytna magia się opiera, z czego czerpie swoje źródło i w jaki sposób dokładnie działa.
Nie chodzi mi o to, że akceptuję tylko twardy model magii, ależ skąd. Miękka magia też mi bardzo odpowiada, jeśli wszyta jest naturalnie w model świata przedstawionego i przede wszystkim: jeśli nie jest wytrychem fabularnym służącym jedynie rozwiązywaniu problemów bohaterów. Spoiler: w tej książce niestety tylko po to się ją wprowadza.
Kreacja świata Porcelanowego księcia jest na bardzo podobnie niskim poziomie. O samej Marakidzie można powiedzieć niewiele, nic ciekawego właściwie. Oprócz tego, że była kiedyś tam magia, starożytny lud Dorów i spektakularne igrzyska. Informacje o reszcie państw przedstawionych w tym świecie można sprowadzić do maksymalnie jednego zdania. To kreacja pusta, pozbawiona nie tylko literackich opisów, ale również pomysłów na kulturę i historię.
Gatunek fantasy stoi na wordbuildingu, po to czytamy fantastykę, by przenieść się w wyimaginowaną przestrzeń pełną cudowności. W Księciu nie da się doświadczyć przyjemnego odczucia eskapizmu, bo ciężko opierać się na świecie z tektury, który zaraz może się zawalić.
Fabuła i bohaterowie bez żadnej stawki
Jeśli chodzi o wydarzenia fabularne, to Porcelanowy książę paradoksalnie zawiera ich bardzo dużo. I w tym leży problem: gdyby ta książka została rozpisana ciekawie, angażująco, z rozwinięciem świata i bohaterów na satysfakcjonującym poziomie, to fabuła pierwszego tomu Księcia starczyłaby spokojnie na całą trylogię.
Fabularne zgrzyty i poczucie niedosytu dzieją się na kartach tej powieści nieustannie, ponieważ główny bohater, to postać z tak zwanym plot armorem i speedrunuje tę historię niczym najlepsi wyjadacze tej zabawy. Wszystkie przeciwności losu, jakie zostają przed nim postawione, rozwiązują się maksymalnie dwa rozdziały dalej. Najczęściej jednak rozdział „a” kończy się na wprowadzeniu jakiejś przeciwności losu, a na następnej stronie w rozdziale „b” problem już zostaje rozwiązany przez naszego wkurzającego bohatera „znam się na wszystkim” Lucarno. I tak ta powieść się toczy wedle podobnego schematu przez wesołe 600 stron.
Historia Porcelanowego księcia pozbawiona jest jakiejkolwiek stawki. Nie ma tutaj nic, co mogłoby zaangażować czytelnika i pozwolić mu na sympatyzowanie z głównym bohaterem. Lucarno sam w sobie nie ma wyraźnie nakreślonego celu, buja się po salonach, prowadzi polityczne rozmowy, rozwiązuje problemy, ale tak właściwie nie poznajemy odpowiedzi na pytanie: dlaczego on to robi. Nie ma żadnego noża na gardle, żadnej osobistej chęci nawet, by dojść do władzy. Robi to, co każe mu jego apodyktyczna rodzina i toksyczny ex, ale brak w tym jego osobistych ambicji, celów i refleksji na temat własnej niedoli.
Mogłaby to być historia o biednym chłopcu, który bez słowa sprzeciwu robi to, co inni mu rozkażą, bo tego nauczyło go życie. Byłoby to nawet w pewnym stopniu ciekawe. Problem jest taki, że autorka poprzez nieudolną narrację próbuje mi wmówić, że Lucarno jest cool, że to mądry facet, idealny do piastowania swojej pozycji, który tam własne lody chce ukręcić, tylko czeka na odpowiedni moment. I to się kłóci z ogólnym przedstawieniem protagonisty w tej historii, bo autorka próbuje mi tu przedstawić master minda. W porządku, ten bohater może udawać nieasertywnego pudla salonowego, jednakże w momentach, w których pozostaje sam na sam, narracja powinna mi pokazać faceta wyrachowanego, z własnym planem na to wszystko. Chciałabym się wgłębić w psychikę tego gościa, żebym mogła z nim sympatyzować, zrozumieć jego motywacje, chcieć tego, by osiągnął swoje cele oraz współczuć mu sytuacji bez wyjścia. To się jednak nie dzieje. Narracja kwituje mi jego przemyślenia mniej więcej takimi słowami, na podobnym poziomie głębi: „Lucarno był zmartwiony” albo: „Lucarno nie wiedział, co ma dalej robić”.
Przez taki płytki poziom narracji nie da się poznać emocji głównego bohatera i przede wszystkim nie można mu uwierzyć, gdy ze sprytem lawiruje wśród polityków i wymyśla kolejne sposoby na rozwiązanie przeciwności. Narracja wspomina o tym, że Lucarno jest sprytny, ale tego nie pokazuje. Próbuje mi wmówić na siłę, jaki ten bohater jest, ale w sposób nieudolny, nie pozostawiając mi pola do osobistej oceny. W tej powieści jest moment, w którym protagonista prowadzi napiętą dyskusję z jednym z bohaterów i mu „błyskotliwie” odpowiada — na mnie, czytelniku, ta wypowiedź nie zrobiła żadnego wrażenia, tymczasem autorka opisuje mi, jak wszyscy obecni się zaśmiali z dowcipu swojego świeżo upieczonego władcy. Na dobicie dostaję jeszcze niesubtelne zdanie od narratora: „Lucarno pogratulował sobie w myślach doskonałego ruchu”.
Czytelnik przez cały czas odczuwa dysonans, ponieważ to, jak ten bohater się zachowuje, jest nieadekwatne do tego, co udaje mu się osiągnąć i jak nieskazitelnie oraz nieobiektywnie przedstawia się go w narracji.
Porcelanowy książę dokonał niemożliwego
Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że lubię niehetronormatywne romanse, praktycznie zawsze moje serduszko się raduje, kiedy je czytam. Według mnie, żeby spieprzyć taki motyw, to już trzeba mieć talent, bo mam naprawdę niski próg wymagań w tej kwestii. No, to Porcelanowy książę jest i w tym przypadku wyjątkowy. Wątek „romantyczny” — choć nie do końca wiem, czy tak powinno się go nazywać, jest gwoździem do trumny tej powieści. Lucarna i Cesara ma się ochotę udusić, niż chcieć, żeby te dwa młoty wchodziły ze sobą w jakiekolwiek romantyczno-seksualne interakcje. Książka próbuje mi wmówić, że mam do czynienia z poważnymi, dorosłymi mężczyznami, ale ich zachowania można przyrównać do młodzieży z podstawówki. Dawno nie widziałam tak źle napisanego romansu, a widziałam ich w życiu przecież mnóstwo. Brak tej relacji napięcia, emocji, możliwości przeżywania tej sytuacji razem z nimi. Cesar — główny amant głównego bohatera, dostaje ode mnie order największego dzbana w historii literatury, bo napisanie tak irytującego idioty zasługuje na jakiekolwiek wyróżnienie. Jego próby „poderwania” protagonisty można przyrównać do starań osiedlowego pijaczka, który zaczepia Cię pod sklepem poetyckimi tekstami o porażającym pięknie Twojej urody. I to może być miłe, skłaniające do poratowania go piątakiem, ale tak ogólnie, to bawi porównanie poetyckości jego słów z posturą i ogólnym zachowaniem tego gościa. To jest właśnie Cesar — prostak, który stara się być dżentelmenem, by osiągnąć własne cele.
Cesar jest imperatorem, piastuje najpotężniejsze stanowisko na płaszczyźnie tego świata przedstawionego, ale zaczynam podejrzewać, że to królestwo złożone z klocków lego w nastoletnim pokoju, bo utrzymanie realnej władzy przez tak niesubtelnego i kretyńskiego gościa graniczy z cudem.
Sceny romantyczne z tymi bohaterami są potężnie niezręczne, aż odniosłam wrażenie, że autorce równie nieprzyjemnie się te sceny pisało. Podejrzewam, że podczas redakcji dokonano pewnej kastracji seksualnych opisów, bo jedyna erotyczna scena urywa się nagle i zostaje przesunięta za metaforyczną kotarką. Pewnie dlatego, by wcisnąć tę książkę w kategorię powieści dla młodzieży, choć na wattpadzie znajduje się w kategorii „dla dorosłych”. Efekt jest taki, że wyszło dziwnie, niezręcznie i bardzo dziecinnie.
Podsumowując:
To bardzo zła powieść. Nieangażująca, irytująca, krindżująca. Próbująca cały czas udawać coś, czym nie jest. Tej książce po prostu brakło czasu — na lepsze rozwinięcie wordbuildingu, na dopracowanie warsztatu pisarskiego, na angażujące rozplanowanie fabuły, bo jakieś pomysły i ambicje są. Autorka debiut już ma za sobą, życzę jej tego, by pięknie się rozwinęła i że w przyszłości powiem o jej książkach coś dobrego.
To nie jest tak, że pastwię się teraz nad tym dziełem, bo lubię czytać beznadziejne książki i odczuwam sadystyczną radość z opisywania tego. Wręcz przeciwnie, bardzo lubię przeżywać angażujące gejowe romanse fantasy i chcę, by takich pozycji w naszym kraju wychodziło więcej. Dlatego cały czas trudno mi uwierzyć, że do Prószyńskiego nie spłynęły lepsze propozycje wydawnicze od Księcia.
Niestety, uważam, że wydanie Porcelanowego księcia trochę spieprzyło nam już i tak ubogi rynek polskiego gejowskiego fantasy. Jestem przekonana, że rodaków stać na więcej, na pewno są też tacy, którzy tkwią w wydawniczym limbo i czekają na wydanie, które o wiele bardziej im się należy. Zapytać więc mogę jedynie: macie wy godność i mądrość człowieka, Prószyński?
Porcelanowy książę sumarycznie
Plusy:
- Ładna okładka.
Minusy:
- Nieliteracki język powieści.
- Szczątkowy worldbuilding.
- Niewiarygodni, irytujący bohaterowie.
- Nudna fabuła bez żadnej stawki.
- Nieangażujący sposób prowadzenia historii.
- Sztuczne dialogi.
- Absurdalnie zły wątek magiczny.
- Niezręczne romantyczne sceny.
To nie tylko blog, to jak interaktywna przestrzeń myśli, gdzie każdy artykuł to jak portal do innych wymiarów wiedzy, a autor to jak przewodnik, otwierający przed nami nowe horyzonty myślowe.
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przeczytam taki komentarz, kiedy decydowałam się na prowadzenie bloga o sadystycznych pornolach xD Ale bardzo mi miło 🖤
Czy istnieje jakiś konkretny proces, jaki stosujesz podczas planowania i tworzenia treści, aby utrzymać spójność stylu, ale jednocześnie zaskakiwać czytelników nowymi elementami?
Dziękuję za ten komentarz, bardzo mi miło, że tak sądzisz. Nie stosuję. Zwyczajnie piszę o tym, co mnie w danym momencie interesuje. Tematy do wpisów pojawiają się naturalnie, nie jestem dobra w odległym i szczegółowym planowaniu.
Spójność stylu wynika z paru kwestii: po pierwsze, mam już nieco doświadczenia w pisaniu. Po drugie, poprzez styl staram się budować swoje autorskie alter ego w bardzo sprecyzowany sposób. Skoro uważasz to za spójne, to najwyraźniej chociaż w niewielkim stopniu się to udaje.
Aha, chciałabym też nadmienić, że akurat klocki lego trzymają się siebie nawzajem dość solidnie i najczęściej układane są z największym możliwym sensem i logiką. Porównanie do sklejonego na ślinę królestwa rządzonego ręką kretyna nietrafione.
Przepraszam, że przeze mnie tak negatywne odczucia odżyły. Mam jednak nadzieję, że coś na rynku wydawniczym się nam zmieni.
Co do klocków: o tak, zgadzam się! W tym porównaniu chodziło jednak o to, że Cesar raczej nie byłby usatysfakcjonowany rządzeniem królestwem z klocków, nawet tak zacnych jak lego ❤️
Pani K,
nie wiem, co napisać, bardzo mną wstrząsnęła ta recenzja. To szybkie przypomnienie niedoskonałości Księcia sprawiło, iż poczułam się, jakbym czytała tę rzecz raz jeszcze, a już pierwsza lektura była okropnym przeżyciem. Mam teraz ponownie przed oczami tych antypatycznych bohaterów w liczbie: wszyscy; system magiczny sprowadzający się do bycia paroma niemającymi absolutnie żadnego wpływu na cokolwiek pustymi słowami (byłam szczerze zdziwiona, gdy w połowie książki dowiedziałam się o rzekomym istnieniu magii w tym świecie, gdyż nie spojrzałam wcześniej na tagi i nie miałam pojęcia, że to fantasy; choć przez wzgląd ilość i jakość tego wątku nadal trudno mi nawet przykleić Księcia do tego gatunku, a co dopiero opatrzyć go takim tagiem); świat przedstawiony taki, że od początku do końca pozostał nieprzedstawiony; sztuczne dialogi i te całe… intrygi rozwiązywane na przestrzeni dwóch stron. I Lucarna robiącego szach-mat pod koniec każdego rozdziału, o tak. Koszmarek. Nic nowego od siebie nie dodam, zgadzam się ze wszystkim, co Pani napisała, i mam nadzieję, że nasza przyszłość czytelnicza będzie lepsza.
Okładka też mi się podoba.
Pozdrowienia!
Jeżeli Porcelanowy Książę nie został potrzaskany w trakcie historii, to na pewno został potrzaskany przez Panią teraz! Dziękuję za słowa ostrzeżenia przed książką. Miejmy nadzieję, ze Autorka się nie podda, przyjmie krytykę, poprawi się i wypuści coś lepszego =)
Pozdrawiam!!