Podstawowe informacje
- Deweloper: parade
- Data premiery: 20.04.2023
- Dramat | Dark fantasy | Historyczne | Boys love | 18+
- Cena: $44.95 (podczas pisania recenzji)
- Wersja językowa: angielska (napisy), japońska (dźwięk)
- Dystrybutor: MangaGamer | Steam
- Platforma: Windows
- Dedykowana strona
Trigger Warning
Seks | Gore | Śmierć | Tortury | Body horror
Skala ostrości: 🌶🌶🌶🌶 (4/5)
Skala brutalności: 🗡🗡🗡🗡🗡(5/5)
Zarys fabuły od dewelopera
Koniec jest blisko.
Jałowe pustkowia na skraju Ziemi są domem demonów, które zniszczyły świat. Są tacy, którzy zdecydowali się pozostać na tych zbezczeszczonych ziemiach, odpierając zagrożeniu ze strony demonów.
Są Narodem Nadmorskim.
Zgodnie ze swoim kodeksem spędzają spokojne dni, wzmacniając się przed demonami. Z Dnia Rozpaczy pozostały tylko starożytne legendy, a jego drugie nadejście uważano za odległą przyszłość… Jednak pewnej nocy w stolicy rozbrzmiewają sygnały ostrzegawcze.
Dlaczego to się dzieje?
I dlaczego teraz?
Nasz młody bohater znajdzie odpowiedź w bitwie, która zadecyduje o losach świata…*
*tłumaczone przez moją skromną personę z pomocą wujka tłumacza
Recenzja Lkyt.
Słowem wstępu
Jeśli jesteś osobą, która jeszcze nie miała styczności z tytułami od parade, to muszę Cię ostrzec: Ci twórcy mają swój specyficzny styl snucia opowieści, który nie do końca może przypaść do gustu delikatnym jednostkom. Jeśli akceptujesz tylko pluszowe fabuły, w których siła miłości przezwycięża wszelkie przeciwności losu, a seks nazywany jest „kochaniem”, to przykro mi, ale nie znajdziesz tutaj nic dla siebie.
Historie od parade są podszyte sporą dawką melancholii i poczuciem bezsilności. I gdybym miała powiedzieć w skrócie, o czym jest Lkyt., to właśnie o tym – o beznadziei i nieuchronności losu. To gra w pewnym sensie paradoksalna, ponieważ katastrofizm fabuły jest ogromną zaletą tego tytułu, bo obrywa opowiadaną historię z wszelkiej naiwności. Z drugiej strony, fatum ciążące nad tą opowieścią jest jej największą wadą i powodem mojej ogromnej frustracji…
Fabuła
Akcja powieści rozgrywa się w alternatywnej Japonii, na oko quasi średniowiecznej z cesarzem na czele. W tej historii kraj przedstawiony nazywany jest Nadmorskim, a większość fabuły spędzamy w jego stolicy. Niewiele wiadomo o sytuacji na świecie poza granicami państwa – gracz zostaje osadzany w konkretnym miejscu, o konkretnym czasie. Zostaje zamknięty w hermetycznym środowisku z problemami. I w żadnym wypadku nie jest to wadą, o wiele bardziej preferuję niewielkie lokacje pełne życia i szczegółów, niż rozdmuchane światy przedstawione, które właśnie przez swój rozmach pozostają puste.
W tej historii będziemy doświadczać wielu nadprzyrodzonych wydarzeń, które są trzonem fabuły i źródłem wszystkich problemów bohaterów. To świat zupełnie wypłowiały i zniszczony przez demoniczną plagę, z którą ludzkość mierzy się od stuleci. Demoniczne straszydła działają nieco jak zombie, są w stanie zarazić spaczeniem normalnych ludzi i również zmienić ich w dziwaczne abominacje. W takiej rzeczywistości ludzkość w kontrze wykształtowała swoje środki zaradcze. Bohaterowie tej historii także posiadają magiczne zdolności, dzięki którym są w stanie zwiększyć fizyczne możliwości własnych ciał, w niewielkim stopniu uodpornić się na demoniczną zarazę, przywoływać chowańców oraz telepatycznie się komunikować. Podczas trwania fabuły magia świata nie zostaje odrzucona na bok, tylko jest ważnym przewodnikiem niemalże wszystkich ścieżek fabularnych. Z czasem trwania historii dowiadujemy się więcej o nadnaturalnej naturze świata i poznajemy jej użycie w wielu kontekstach – to ogromna zaleta, bo nie ma nic gorszego od magii działającej życzeniowo, która pojawia się tylko wtedy, gdy trzeba ratować tyłki bohaterów. Tutaj magia bywa przekleństwem i często jest tłem wielu dramatów bohaterów.
Lkyt. jest historią o nieustannej walce i przetrwaniu. Scen akcji jest tutaj sporo, jednak są przedstawione w sposób na tyle dynamiczny, na ile pozwalają techniczne możliwości powieści wizualnych. Twórcy jednak zrobili wszystko, by sceny walk były ciekawe i jak najbardziej im się udało, bo czyta się je z przyjemnością.
Świat przedstawiony nie jest naiwny – to zdecydowanie jego największa zaleta. Trup się ściele gęsto, a twórcy nie bawią się w kompromisy. Gdy mają latać kończymy i wystawać flaki, to dokładnie tak się dzieje, bez żadnych półśrodków i śmiesznej cenzury. Brutalność nie jest jednak tylko tanim chwytem, który ma wywołać szok u czytelnika. Śmierć jest nieodłącznym elementem tego świata, w takiej historii wręcz trzeba bez skrupułów pokazać wszystko, by przedstawiana fabuła była wiarygodna. Sceny gore nie są na szczęście tylko pustą treścią szokującą, ale czymś z czym postacie muszą się zmierzyć. Brutalne akty mają nieodwracalny wpływ na przebieg wydarzeń i bohaterowie do tych scen charakterologicznie się odnoszą oraz zmieniają się pod ich wpływem. I to właśnie piętno tragedii jest tutaj ważniejsze od samego obrazu tryskającej krwi. Sceny gore nie tylko są koniecznym elementem fabuły, ale również wzbogacają tę historię. W ustawieniach gry nawet nie da się wyłączyć drastycznych obrazów, (choć w poprzednich tytułach parade była taka opcja) więc nawet twórcy jasno sugerują czytelnikowi, że ta historia nie może się obejść bez brutalności. Odradzam tę grę wszystkim wrażliwym na graficzną krzywdę. Dzieje się tutaj sporo, można nawet powiedzieć, że wnikliwie poznamy naszych bohaterów, także od środka.
W tym tytule znajduje się również całkiem długa sekwencja tortur, bardzo szczegółowo i metodycznie zobrazowana graficznie. I nie, pisząc tortury, wcale nie mam na myśli czegoś tak prostackiego, jak bicie pejczem i łamanie kości. Jeśli chodzi torture porn, to ludzie z parade znają się na rzeczy, mają spore doświadczenie oraz szaloną fantazję. Nie da się tej sceny przeczytać i ani razu się nie skrzywić, nieważne jak wielkie masz jaja. Ja ten moment w fabule czytałam na raty.
Protagonista Lkyt.
Fabuły doświadczamy przez większość czasu z perspektywy Tasuku – młodego, utalentowanego żołnierza, człowieka „z ludu”. Protagonista Lkyt. jest doskonałym łącznikiem między graczem a światem przedstawionym, ponieważ nie ma zbyt wiele życiowego doświadczenia. Jako czytelnicy obserwujemy i przeżywamy razem z nim jego wzloty, upadki, pierwsze razy i największe życiowe dramaty. Razem z nim dowiadujemy się więcej o otaczającym świecie. Ten bohater cały czas kształtuje się na naszych oczach i to jest cudowne, bo możemy w pełni doświadczać świata przedstawionego razem z nim. Oprócz tego jest niezwykle przyjemną postacią, świadomą swojej społecznej pozycji, siły i przede wszystkim – aktywnie analizującą sytuację. Tasuku, na całe szczęście, uniknął syndromu wielu bohaterów nie tylko powieści wizualnych, ale całej popkultury – jest protagonistą, który aktywnie działa, ale działa mądrze, nie podejmuje głupich i nieprzemyślanych decyzji, przez które czytelnik łapie się za głowę. Oprócz tego, z uwagi właśnie na jego cechy, swoim charakterem i podejściem do świata dodaje nam łyżki miodu do tej historii pełnej goryczy. Jest postacią szczerą, zwyczajnie dobrą i czułą, w skrócie to taka słodka bułka, którą chce się przytulić. I właśnie przez te wszystkie cechy jest niepozbawiony wad, bo jego charakter jest zbyt naiwny i czysty, by funkcjonować w świecie, w którym przyszło mu żyć.
Boys Love?
Lkyt. posiada wachlarz bohaterów z którymi można wejść w „romantyczne” interakcje. W tym przypadku dostajemy do wyboru czwórkę mężczyzn ze środowiska głównego bohatera. Mamy młodego następcę tronu Takeru, charakternego podróżnika Yaela, dumnego wojownika Ango oraz eleganckiego najwyższego kapłana Towę. Każdy z nich ma swoją osobną ścieżkę romansową, a panowie różnią się pozycją społeczną, charakterem i osobistym celem. Każdy z nich także wchodzi w relację z głównym bohaterem z indywidualnych dla siebie powodów, które nieco się od siebie różnią.
Podczas rozgrywki ograłam wszystkie opcje romansowe i powiem jedno – to są ciekawi mężczyźni i wszystkie wątki czytało się przyjemnie. Wnikanie w szczegóły każdego z nich to już pole spoilerów, więc sobie odpuszczę. Warto jednak odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy Lkyt., to dobry romans? Odpowiadam: Nie. Sam twórca scenariusza Mitsuru Amemiya napisał w swoim komentarzu: „To nie jest BL”. Relacje, jakie tworzą się między mężczyznami w tej grze, określił jako: „erotyczny bromance”. I coś w tym jest, ale nie do końca. Znajdziemy tutaj jeden czysto romansowy wątek. I jest to ścieżka księcia – Takeru. Tam faktycznie kształtują się uczucia, które z czystym sumieniem mogę nazwać miłością. Reszta wątków jest, faktycznie jak to określił scenopisarz, bromancem. Zwłaszcza, że wątek gejowskiego seksu jest tutaj ściśle powiązany ze specyficzną więzią i magią świata. Ci mężczyźni wcale nie wchodzą ze sobą w erotyczne interakcje, bo się kochają, lubią, czy po prostu czują do siebie coś na wzór pożądania. Przede wszystkim robią to, ponieważ czerpią z tego magiczne korzyści. Czy to burzy erotyczne napięcie? I to jak!
Skoro słaby romans, to może chociaż dobre porno?
Dla mnie niestety nie. Scen erotycznych jest za mało (jak na coś, co dumnie chcemy nazwać pornolem) i nie są jakoś szczególnie odkrywcze. Są pięknie narysowane i świetnie odegrane głosowo – tego nie można im odmówić. Widać, że Norizane – ilustrator Lkyt. naprawdę kocha męskie ciała, bo rozrysowane są przepięknie. Jednak sam projekt i aranżacja scen erotycznych są bardzo „typowe”, oklepane i nudne. No wiecie: najpierw macanka, lód, w końcu anal i elo, można się rozejść. W każdym wątku powtarza się też podobny schemat „układu” i pozycji w poszczególnych seks scenkach. W opisach brakuje większego erotycznego polotu i wulgarności, by nazwać to podniecającym tekstem. Plusem jest przynajmniej to, że wszyscy panowie są hot i chce się ich przelecieć. Jednak czy te sceny są satysfakcjonującym rozwinięciem i zwieńczeniem relacji bohaterów? Tak średnio.
Liniowość w visual novel
Historia przedstawiona w Lkyt. jest bardzo angażująca i ciekawa z logicznym oraz autentycznym światem przedstawionym. Rozmawiając o fabule, musimy wspomnieć niestety o największej gameplayowej wadzie tej produkcji. Tytuły visual novel przyzwyczaiły nas (przede wszystkim mnie) do interaktywnego kierowania historią i przede wszystkim – innowacyjnego sposobu na dokonywanie wyborów fabularnych. Samo studio parade potrafiło wprowadzić do swoich gier naprawdę ciekawe sposoby na dokonywanie fabularnych decyzji. W ich debiutanckim tytule No, Thank you!!!, oprócz standardowych wyborów wyświetlanych na ekranie, od czasu do czasu pojawiał się napis No, Thank you!, który można było kliknąć lub nie. I to czy w danym momencie dziwny przycisk został odkliknięty, miało ogromny wpływ na przebieg całej historii. W połączeniu ze standardowymi wyborami dawało to mnogość różnych opcji i wiele scenariuszy do odkrycia z różnymi zakończeniami.
W Lkyt. tego nie ma. Podczas rozgrywki w każdym roucie pojawiają się dosłownie trzy fabularne wybory, z czego jeden przedwcześnie kończy rozgrywkę. W dodatku ścieżki mają praktycznie identyczne scenariusze, plus to samo zakończenie. Wiem, że mowa o zakończeniu jest już spoilerem, jednak właśnie to jest największym problemem tej produkcji i nie można tego tematu przemilczeć. Wspomniana na początku kwestia katastrofizmu fabularnego jest ostatecznie tragicznie wykonana – koniec jest świetny, ale kiedy przeżywa się go po raz drugi, trzeci, czwarty z delikatnymi modyfikacjami, to niestety całość traci na emocjonalnym ładunku. Taki typ zakończenia został jednak wprowadzony celowo, ludzie z parade byli doskonale świadomi wszelkich wad takiego rozwiązania. Spodziewali się, że koniec będzie nużył i frustrował, ale dokładnie taki efekt chcieli osiągnąć twórcy – sami o tym wspominają w swoich komentarzach. Uważam jednak, że każdy powinien zostać o takim mankamencie poinformowany, bo może to prowadzić do wielkiego rozczarowania tą produkcją.
Przykro mi o tym wspominać, bo naprawdę lubię historię opowiedzianą w tej grze. Przydałoby się tutaj jednak więcej różnorodności. Nie mam nic przeciwko temu samemu zakończeniu. Chciałabym jednak, żeby prowadziły do niego różne wydarzenia, poprzedzone wieloma wyborami. Wtedy dopiero można byłoby nazwać to prawdziwym fatum, gdy różne decyzje prowadzą do podobnego zwieńczenia fabuły. W praktyce historia kończy się, dokładnie przez te same błędy bohaterów, niezależnie od tego, czyj wątek ogrywamy. Niestety – pod względem wyborów i różnorodności fabularnej w ścieżkach, to bardzo leniwa gra, bo praktycznie tego nie ma. Scenariusze wątków są pisane dla par postaci – Yael i Takeru otrzymują praktycznie bliźniacze scenariusze, to samo z Tową i Ango. Nie ma tutaj czegoś takiego jak indywidualna ścieżka fabularna dla jednej postaci. W efekcie po pierwszym ogranym wątku z danej pary większość tekstu głównego, poza rozwijaniem relacji z danym mężczyzną, można spokojnie przeskipować. A szkoda, bo potencjał tego świata i tych bohaterów był ogromny.
Warstwa audowizualna
Uwielbiam visual novele, ponieważ posiadają wszystko, czego od zawsze brakowało mi w książkach: dźwięk, grę aktorską, muzykę i wizualizację ważniejszych scen. Pod tym względem Lkyt. jest czarujące, piękne, cudowne. Styl graficzny jest kwestią gustu, jednak warsztat pozostaje obiektywny. A pod tym względem nic nie można tym grafikom zarzucić: są narysowane poprawnie i dokładnie, z wszelką dbałością o detale. Wizualizacje doskonale oddają atmosferę świata przedstawionego, skutecznie budują klimat średniowiecznej Japonii oraz kraju wypłowiałego i zniszczonego przez demoniczną plagę. Osobiście podoba mi się również tekstura tych grafik. W niektórych miejscach posiada rozpryski, jakby z farby. Dodaje to charakteru i usuwa ten realistyczny feeling, którego osobiście nie lubię. Uwielbiam gry z własnym, eleganckim stylem graficznym, a to Lkyt. zdecydowanie posiada.
Na dużą pochwałę zasługują również projekty postaci i rysunki przedstawiające ludzi. Są naprawdę przyjemne dla oka i przede wszystkim poprawnie anatomicznie rozrysowane – co w grze, gdzie mamy okazję oglądać nagich ludzi w różnych pozycjach, ma ogromne znaczenie!
Muzyka również jest porządna, wspaniale budująca napięcie w niektórych momentach. Nie powiedziałabym jednak, że są to kawałki, do których chce się później wracać. Wspaniale wypełniają przestrzeń wewnątrz gry i, jeśli chodzi o mój gust, to właśnie tam pozostały.
Muszę jednak bardzo pochwalić aktorów głosowych. Sceny w Lkyt. są naprawdę ciężkim emocjonalnym bagażem do udźwignięcia, bardzo łatwo można było je zepsuć przerysowaną grą aktorską. Panowie odgrywający główne role spisali się jednak na medal. Zwłaszcza należy tutaj wyróżnić Toudou, aktora który użyczył głosu Takeru. Ile fantastycznych emocji ma ten facet w głosie! Był cudowny, zarówno w scenach erotycznych jak i dramatycznych. Każdy jego szloch i krzyk doskonale wpływały na emocje podczas czytania. Kiedy ogrywałam ten tytuł, to parę razy pobeczałam się razem z nim Co do reszty aktorów – nie mam żadnych zarzutów. Co najważniejsze, bardzo naturalnie i autentycznie odgrywali wszystkie dialogi. Z japońską grą aktorską bywa różnie – Azjaci bardzo lubią przerysowywać swoje postacie. Tutaj wszystko było na miejscu. Bohaterowie rozmawiają ze sobą bardzo naturalnie oraz autentycznie okazują emocje. Kiedy się śmieją, to faktycznie można śmiać się razem z nimi, a kiedy płaczą, to ich głos aż rozdziera serce.
Czy warto zagrać w Lkyt.? Tak, ale…
Jeśli lubisz emocjonalne historie okraszone krwią i spermą. Jestem zdania, że w visual novel najważniejsze są emocje dostarczane przez opowieść. A Lkyt. tych emocji dostarcza całe mnóstwo. Mimo liniowości fabularnej byłam ciekawa, co kryje w sobie każdy z wątków. Podczas grania płakałam, śmiałam się i krzywiłam z bólu. Lkyt. więc jest konkretnym emocjonalnym doświadczeniem.
Mój zawód opiera się na tym, że oczekiwałam od parade czegoś więcej, bo to aktualnie mój ulubiony deweloper powieści wizualnych z gatunku BL. Jest więc bardzo dobrze, ale nieperfekcyjnie – a szkoda, bo tych świrów z parade stać na tytuł perfekcyjny, bo już raz taki mi dostarczyli. Uważam jednak, że Lkyt. jest doświadczeniem wartym tych 45 dolców.
Sumarycznie O lKYT.
Plusy:
- Brutalna, autentyczna historia.
- Ciekawy system magiczny i świat przedstawiony.
- Piękna warstwa audiowizualna.
- Dobrze skonstruowani bohaterowie.
Minusy:
- Liniowość fabularna.
- Znikoma ilość wyborów.
- Fantazja erotyczna bez większego polotu.
Pani K,
świetna recenzja! Jestem wdzięczna zwłaszcza za poszerzenie opisu fabuły, bo ten od producenta w całej swej enigmatyczności niezbyt mnie zachęca. Lkyt. wydaje się świetnym tytułem, choć przez wzgląd na sceny, których bardziej szczegółowy zarys przedstawiła mi Pani za kurtyną, raczej po niego nie sięgnę, gdyż lubię spać spokojnie, a po opisie sądzę, że doświadczenia bohaterów są na tyle przejmujące i angażujące, że spokojny sen by mi na pewno uniemożliwiły. Niemniej cieszę się, iż mimo ubogiego wachlarza wyborów i powtarzalności zakończeń dobrze się Pani bawiła z tym tytułem i że sama mogłam się cokolwiek na jego temat dowiedzieć.
Serdeczne pozdrowienia!
Dziękuję ślicznie za opinię! Zgadzam się, opis od dewelopera jest bardzo rozmyty i ciężko wykrzesać z niego cokolwiek konkretnego o tej historii. I to prawda, gry parade nie są dla wszystkich, a dobre spanie zawsze powinno się stawiać na pierwszym miejscu 🖤
Super recenzja. Z chęcią będę śledzić stronkę ❤️
Dziękuję ślicznie!🖤